piątek, 16 lipca 2010

武术

こんにちは.

Wczoraj mieliśmy ostatni trening Shaolin... masakra, szkoda mi się tak z Wami wszystkimi rozstawać :( Tak sobie siedzę i przypomniało mi się kilka ciekawych treningów, albo w ogóle nasze początki. Pamiętam, jak uczyliśmy się pierwszych kroków defilady, pierwsze kopnięcia, uderzenia, sanda... A jak pierwszy raz do Tbg pojechałam na zajęcia, to dookoła z 20 chłopaków, a tylko my 2 takie 'inne', hehe... Tak mi się przypomniało też to, jak w pierwszym roku wszyscy mieliśmy koło siebie się położyć i po sobie się turlać, później chodzić chłopakom po brzuchach i nogach, czołganie się pod wszystkimi, te nasze rozgrywki i rycie nosem po podłodze chcąc popchnąć bez użycia rąk piłeczkę palantową, przysiady z A. na plecach, tworzenie koła na środku sali, jedna osoba do środka i reszta ją atakuje, bawienie się 'w ganianego', gra w kosza piłeczką palantową, stanie w ma bu ile się da, robienie przez cały trening pompek i ciągłe stanie w tej pozycji, stanie w ma bu z kijem nad głową i śmianie we trójkę z siebie nawzajem, stanie 15 min w pozycji, której nazwy nie pamiętam, biedny D. był wtedy po siłowni i ledwo stał, to narzekanie młodego Sz., jego nagłe zjawianie się na treningu, pierwsze dodatkowe treningi dla osób jadących na zawody, ćwiczenie w kółko yang 40 aż do znudzenia, nauka w 2h yang 42, pierwsze zawody, później kolejne.... pamiętam jak na tych ostatnich, jak ktoś pokazywał formę kwiatu śliwy, było mówione, że to będzie nasza przyszła forma na zawody, albo też z kijem ... mogłabym tak pisać w nieskończoność. Człowiek zawsze tak się zmęczył, czasami, gdy Ł. miał zły humor, robił bardzo ciężki trening, ale później się każdy z tego cieszył... Czuło się, że to jest na prawdę życie, hehe. To stało się częścią mojego życia. Będzie mi tego brakować...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz